Tsknoty mej zrÑdbo nieustannie pbynie,
Jej zew niespokojny sbysz jakby w dali;
Co rozniecona przed czasem ocali,
Pie[ni¦÷7Fvr&7F&V¢¶öçGæS° ¥¢÷Ap niebios, z mocFV¢¦VÖ¤æW¦æçv&÷2væöB7GVÆV6°¤vG¦ÖW'¦6R6'VâW'W okrywa
MÑj wzrok. I wspomnied iskr nieci;
Z nocæF6öG c, z cisz'¦W7G'¦Væ¤6öFFV6RÖW7¦6¢Æ7RöFFV6VÓ°¤6'V6Ò6Ò¦²×&ö²÷'v¥&öÖVBG6G§v½7ræW6öçV6VÒà ¥¦&Æ6¶VÒ6&öF6wv¦BæW¦æç6À¥÷¦÷7F cych za kresem szlakÑw;
Z dumnych okrzykiem w ostatni bÑj rusza
I szuka dawnych pbomiennych znakÑw;
Roznosz2v6¢·'v¦öÖæç6À¤öBvV½7r&'6¶v2G&öp dalek°¥v6| nienawi[ci&÷§ÆÖGW7 ,
Ten [wity ogied oddaj2vV¶öÒà